poniedziałek, 26 marca 2012

Po-niedzielnie

Małe uzupełnienie co do poprzedniego wpisu... I nie tylko...

Mamy przecież różne krzyże. Stawiamy krzyże na rozstajach dróg, na miejscach wypadków, na grobach naszych bliskich, w miejscach szczególnej pamięci... Ale co się dzieje z krzyżem później? Często zapominamy. W parafii, w której obecnie przebywam, będąc na praktyce diakońskiej, zostałem poproszony o udzielenie wywiadu do parafialnej gazetki. Od tamtego czasu jeszcze intensywniej myślę o krzyżu.

Jedno z pytań brzmiało: "W krzyżu cierpienie' - mówi jedna z pieśni wielkopostnych, zapytam przewrotnie czy odnajduje Ksiądz w krzyżu radość?". Odpowiedziałem: "To trudne, kiedy zapominam czym jest krzyż. A jest przecież narzędziem zbawienia. Jezus przyjął krzyż na swoje ramiona, dźwigał go, upadał pod jego ciężarem, powstawał i szedł dalej, aby na Golgocie oddać swoje życie… oddać je również za mnie. I właśnie w tym krzyżu – krzyżu Chrystusa odnajduję radość. To dziwne wręcz, ale dla chrześcijanina krzyż powinien być radością. Dla mnie jest. Krzyż jest dla mnie radością z powodu Miłości, jaką jest Jezus, który dał się do krzyża przybić". To prawda. Dla mnie krzyż jest radością. Jest radością od czasu, kiedy zrozumiałem, czym jest i po co krzyż została dany człowiekowi...

Dlatego napisałem, że walczący z krzyżem chyba bardziej wierzą. Przecież skoro plują na krzyż, muszą wiedzieć, czym ten krzyż jest. Skoro łamią i niszczą krzyże, muszą być świadomi jak wielkim i ważnym znakiem jest dla chrześcijanina krzyż. Jako wierzący czasem, a może często zapominamy o tym. Bo krzyż jest dla nas czymś powszednim, jesteśmy obeznani z tym znakiem. Zasłonięcie krzyży pomaga nam choć na chwilę zatęsknić za znakiem naszego zbawienia. Pozwala nam na nowo odkryć ten znak. 

Dobra, przerywam i kładę się spać... rano w końcu trzeba wstać... :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz!